sobota, 4 czerwca 2016

Moje pierwsze pieniądze!

Dziś trochę nudniejszy post o mojej pół-pasji. Mianowicie o siedzeniu na tyłku i zarabianiu grubych milionów.



Brak forsy to chyba problem każdego, mniejszy lub większy, ale zawsze. Myśli zaprzątał mi brak pomysłu na jej zarobienie. Najlepiej w taki sposób, aby nie musieć ruszać się z domu i żeby nie czuć się jak wyzyskiwana, bezwartościowa lalka. Oczywiście zaczęło się od szukania w necie jakiś dogodnych ofert i wysłuchiwaniu przechwałek znajomych, którzy mieli mniejsze robótki, a co za tym idzie, jakieś zyski.

Po pewnym czasie przyszedł pomysł doskonały! Dlaczego by nie połączyć dwóch pasji, zarabiania hajsu i pisania. Na początku było przeszukanie sieci, co robić, jak robić, czy się da. Okazało się, że to wcale nie takie trudne zacząć, co inne zgarnąć grubszy hajs.

Przygoda zaczęła się od serwisów, gdzie pisze się za grosze, ale można nabyć doświadczenie. Textbookers, Supertreść, Giełdatekstów, Textbroker. Dzięki temu, że każdy tekst jest oceniany, możemy mniej więcej ogarnąć czy piszemy tak, jak zleceniodawca tego oczekuje. Jednak mimo to nigdy nie opieraj się całkowicie na opinii innych. Ci, którzy wystawiają zlecenia, często oczekują tekstów na niesamowicie wysokim poziomie, za cenę uwłaczającą ludzkiej godności. Trzeba wierzyć we własne umiejętności i samemu dbać o własną edukację.

Ponieważ Copywriting to nie tylko pisanie, ale tez znajomość Google i podstaw budowy stron internetowych. Jednak teraz chodziło mi głównie o wartość samych literek w Wordzie.


Potem wraz z doświadczeniem przyszło poczucie własnej wartości i szukanie zleceń na własną rękę. Najlepsze w tym jest to, że w małym czasie można zarobić ciekawą kwotę, a siedzi się w domu i pracuje, kiedy chce. Poza tym warto uświadomić znajomych o potędze Copywritingu, w końcu mogą się stać naszymi klientami.



Kiedyś pewnie zabiorę się opisanie szczegółów tej roboty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz